Zrujnowana brama
Był zimny, wietrzny wieczór. Ulicą szła szybko niewysoka, otulona w płaszcz postać. Po przejściu około dziesięciu metrów skręciła w prawo, a zaraz potem w lewo i zatrzymała się. Przed nią stał niewysoki piętrowy, zbudowany z cegły dom, ze słomianym dachem. Po krótkim przeszukiwaniu kieszeni, postać podeszła do drzwi, otworzyła je wydobytym kluczem, weszła do środka i zamknęła za sobą drzwi. Aby rozjaśnić ciemne pomieszczenie, zapaliła świece, które stały na stole. Gdy to zrobiła, odrzuciła płaszcz. Była to niska, dosyć ładna dziewczyna, ubrana w brązowe spodnie i szarą kurtkę. Zdjęty płaszcz, z którego wcześniej jeszcze wyciągnęła niewielki pakunek, odwiesiła na kołek w ścianie. Podeszła do stolika, usiadła na jednym z krzeseł i odpakowała zawiniątko. Wyjęła z niego chleb, kawałek mięsa i jabłko po czym zabrała się do jedzenia. Po skończonym posiłku wytarła ręce w ścierkę, wzięła ze sobą świecznik i udała się po schodach na górę. Znajdowała się tam nieduża szafa i łóżko. Kobieta postawiła kandelabr na szafce nocnej i położyła się. Kiedy to zrobiła wyjęła z kieszeni małe lusterko. Przyjrzała się mu uważnie i pomyślała, że miała wielkie szczęście znajdując je dzisiejszego ranka na ulicy. Niepokoiło ją tylko, że cały czas wydawało jej się, że ktoś ją obserwuje, ale ponieważ nikogo tajemniczego nie zobaczyła, zignorowała to. Teraz kiedy mogła o tym pomyśleć na spokojnie, bała się że mogła się wplątać w jakąś niebezpieczną sprawę. Ale nie mogła nie wziąć tego lusterka, było takie piękne, oprawione w srebro, z idealnie gładką powierzchnią, w której widziała swoje własne odbicie. Odłożyła przedmiot na szafkę, pomyślała jeszcze, że co ma być to będzie i zapadła w spokojny sen. Obudziła się jak zwykle wczesnym rankiem. Wyskoczyła z łóżka, schowała lusterko do kieszeni i zbiegła na dół. Po szybkim posiłku wzięła płaszcz i wyszła z domu, zamykając go na klucz. Był chłodny dzień, niebo przesłaniały chmury. Ponieważ nie zobaczyła nikogo na ulicy, ruszyła przed siebie i po niedługim czasie doszła do dużego placu. Znajdowało się tam targowisko, po którym biegali w tę i z powrotem ludzie rozstawiający stragany, kłócący się o coś zawzięcie, w oddali widać było robotników przenoszących skrzynie i beczki do dużego budynku obok. Ul budził się do życia po kolejnej spokojnej dla większości mieszkańców nocy. W rynsztoku leżało kilka martwych ciał, lecz nikt nie zwracał na nie większej uwagi, był to już normalny widok. Kobieta podeszła do zwłok i szybko je przeszukała, z niewielką nadzieją, że może zbiry coś przeoczyły. Ku jej zdziwieniu znalazła mały zielony nóż. Schowała go do wewnętrznej kieszeni płaszcza i skierowała się w stronę pracujących ludzi. Odpowiadała uśmiechem na pozdrowienia znanych jej handlarzy, przy okazji, niejako przypadkiem chowając do kieszeni kilka owoców. -Karina, hej, Karina - rozległ się głos za nią. Obejrzała się szybko, sprawdzając czy nikt nie widział kradzieży i uśmiechnęła się na widok wysokiego, potężnie zbudowanego człowieka, jak zwykle trzymającego w dłoni topór. -Witaj Kradok. Jak idzie wyładunek? -Ci nowi robotnicy są całkiem nieźli. Pracują jakby ich ktoś batem gonił - zarechotał Kradok. -Czy jest coś w czym mogę ci pomóc? -Właściwie to tak. Powiedz mi, czy nie znalazłaś może małego, srebrnego lusterka? -Nie - odpowiedziała bez zastanowienia Karina - A co? -Nic, tak pomyślałem, że może widziałaś je. Szuka go pewien człowiek. Zapomniałem jak się nazywa. -Gdzie go znajdę? -Powiedział, że idzie do Biura do spraw szkodników i zapobiegania chorobom. -Dzięki - rzuciła na odchodnym dziewczyna i ruszyła szybkim krokiem w stronę budynku. Podeszła do dużych drzwi, otworzyła je i weszła do środka. Było to sporych rozmiarów, okrągłe pomieszczenie, z mnóstwem worków i skrzyń ustawionych pod ścianami. Na środku znajdowała się okrągła lada, za którą stał niewysoki, gruby, łysiejący człowiek. Oblat opierał się wysoki człowiek, z czarnymi włosami opadającymi na ciemny płaszcz. Byli w trakcie rozmowy gdy spostrzegli, że do środka weszła Karina. Przybysz odwrócił się w jej stronę. Od razu zrozumiała, że nie powinna była tu przychodzić. Człowiek miał brzydką twarz, wykrzywioną ponurym uśmiechem. Jednak najgorsze były stalowe, złe oczy nieznajomego. -Czego tu? - warknął - nie widzisz, że jesteśmy zajęci? -Przepraszam, ja chciałam tylko... chciałam tylko spytać się czy to pan szuka lusterka? - powiedziała niepewnie dziewczyna. -Tak, a co? Masz je może? - tajemnicza osoba okazała tym razem zainteresowanie. -Nie, ale chciałabym się dowiedzieć czy przewidziana jest jakaś nagroda. -Owszem. Przynieś mi to lusterko, a sowicie cię wynagrodzę - rzekł uśmiechając się paskudnie człowiek. -Dobrze. Do widzenia - Karina skierowała się do drzwi, chcąc jak najszybciej opuścić to miejsce i ustrzec się przenikliwego wzroku nieznajomego. W chwili gdy otworzyła drzwi by wyjść na zewnątrz usłyszała jak właściciel Biura zwraca się do przybysza: -Na twoim miejscu bym jej nie ufał. To Karina, miejscowa złodziejka. Na pewno coś wie o lusterku. Karina szybko odwróciła się i zobaczyła grymas gniewu na twarzy człowieka, gdy ten na nią spojrzał. Czym prędzej zatrzasnęła za sobą drzwi i pobiegła w prawo. Dopadł ją na skrzyżowaniu dwóch ulic, gdy akurat nikogo nie było w pobliżu. A nawet jeśli by ktoś był to pewnie i tak by jej nie pomógł. Nieznajomy złapał ją z rozpędu mocno w pasie, w wyniku czego oboje wywrócili się. Korzystając z okazji Karina wyrwała się znacznie silniejszemu przeciwnikowi i rzuciła się do ucieczki. Za sobą słyszała odgłosy napastnika, ale ponieważ znała to miasto jak własną kieszeń, a także była szybsza udało jej się wypracować sporą przewagę. Skręciła w prawo i drgnęła. Przed nią znajdowały się szczątki kamiennej bramy. Nigdy nie lubiła tu przychodzić, kiedy była dzieckiem bała się tego miejsca i lęk ten nie opuścił jej. Było w tej bramie coś niepokojącego, a jednocześnie coś co przykuwało uwagę i nie pozwalało odejść. Słysząc jednak zbliżające się kroki Karina ruszyła w jej stronę. Kiedy biegła wyciągnęła uwierające ją lusterko i ścisnęła mocno w dłoni, by go nie zgubić. Już chciała przejść koło zrujnowanej bramy, kiedy usłyszała za sobą krzyk: -Nie, błagam! Nie rób tego! - krzyczał ścigający ją człowiek - nie przechodź przez tą bramę. -Dlaczego? - odkrzyknęła. -I tak nie zrozumiesz. Oddaj mi lusterko. -Nie. -Oddawaj! - krzyknął człowiek i skoczył w kierunku Kariny, która widząc to przebiegła jeszcze kilka metrów. Już mu prawie uciekła, jednak ostatkiem sił złapał ją za płaszcz. Karina zrobiła krok do przodu i w tym samym momencie poczuła, że dzieje się coś bardzo dziwnego. Zamknęła oczy i przez chwilę wydawało jej się jakby się uniosła razem z trzymającym ją człowiekiem. Po krótkiej chwili ku swojemu zdziwieniu usłyszała śpiew ptaków. Pomyślała, że chyba śni, musiała się pewnie potknąć i uderzyć głową w kamień. Kiedy jednak otworzyła oczy zamiast cuchnącej, brudnej ulicy zobaczyła zieloną łąkę, obsypaną kwieciem. Na lewo od niej znajdował się duży las, a w oddali widać było góry. Był piękny, słoneczny dzień, w powietrzu unosiły się dźwięki zwierząt. -Czy to sen? Czy może umarłam? - rzuciła w powietrze. -Nie. To jest Faerun, a ty żyjesz. - usłyszała za sobą odpowiedź tajemniczego człowieka. -To dlatego szukałeś tego lusterka- To był klucz, potrzebny ci do powrotu tutaj. -Owszem. Przez kilka lat byłem uwięziony w Sigil, jednak po jakimś czasie znalazłem portal powrotny i klucz do niego. Zgubiłem jednak to lusterko. Resztę historii znasz. Przepraszam, że tak się zachowywałem, ale byłem już naprawdę wściekły i mocno zdesperowany. -Jakoś przeżyję. Tu jest pięknie. - dodała Karina po chwili. -To prawda. Lecz także niebezpiecznie. Choć, znajdziemy jakąś drogę i udamy się do jakiegoś miasta. Chyba nie ciągnie cię do Ula, co? -Ani trochę. Zawsze chciałam podróżować, znaleźć się gdzie indziej, przeżyć prawdziwą przygodę. I udało mi się to. Powiedz, jak masz na imię? -Mam bardzo dziwne i nietypowe imię. Nazywam się Harold. -Chodźmy więc Harold. Karina wstała i ruszyła przed siebie by razem z nowo poznanym człowiekiem zwiedzać ten nowy, wspaniały świat.
Boromir. |